Działanie i konsekwencja

Tak, tak…Działanie i Konsekwencja są bardzo istotne w osiąganiu tego, co chcę mieć :).  Bez nich decyzja traci swoją MOC. To widzę po swoim bieganiu. Nieważne czy to choroba czy po prostu stare nawyki wychodzą na wierzch. Jak nie podejmuję wysiłku i nie biegam to „dziadzieję”. Jak nie biegam regularnie to tracę to co już wypracowałem. Proste jak drut lub może jak budowa cepa. Sam nie wiem 🙂 Sądzę natomiast, że tak jest ze wszystkimi działaniami jakie podejmujemy. Jak nie zaczniemy działać, to nic się nie zmieni. I szaleństwem jest wierzyć, że jutro będzie lepiej i nic nie robić by tak było. Czekać na zmianę, która po prostu do nas sama przyjdzie. Może się mylę i jest to powszechne. Każdy tak przecież ma i nasz Świat jest pełen takich szczęściarzy. Choć ja mam wrażenie, że jest raczej pełen szaleńców.

Ale nawet jak już niezależnie od powodu ruszymy się to pozostaje jeszcze jak wytrwali jesteśmy w tym co sobie wybraliśmy. Jak uparci by dotrzeć do swojego upragnionego celu.  Bo jeśli podejmujemy nasze działania od czasu do czasu to… w najlepszym stopniu pozostajemy na tym poziomie, który sobie do tej pory wypracowaliśmy. A może być też tak, że przynajmniej częściowo tracimy to co już osiągnęliśmy. I jakoś nie znajduję ludzi, dla których miałoby być inaczej. Każdy tak ma i powinien się mierzyć z tym kiedy chce osiągać swoje cele. Próbując sobie tłumaczyć dlaczego nie robimy tego co planowaliśmy, uda nam się zapewne to zrobić. Ale nie zmieni to faktu, że raczej nie będziemy mieli żadnych postępów. Czyli będziemy wytłumaczeni jednak nieskuteczni w tym, co uznaliśmy za istotne. Myślę, że można dla swojego zdrowia psychicznego traktować to jako furtkę przy bardziej losowych przypadkach jednak założeniem powinna być nasza walka wewnętrzna by wszystkie drobne przeszkody przezwyciężać i konsekwentnie realizować zadania związane z osiąganiem swoich celów.

Te przemyślenia miałem przy ostatnich dwóch treningach.

A jak mi wyszło same bieganie? Ano tak. 20 listopada wystartowałem po sporej przerwie. Po pierwszej chorobie złapałem drugie przeziębienie. I tak zeszło. Aż wreszcie ruszyłem i po jakichś 2 kilometrach miałem serdecznie dość całego tego biegania. Chciałem jednak zrobić przynajmniej 5 km więc zmusiłem się do dalszego biegu. A kiedy zbliżyłem się do 3 km to uznałem, że pójdę na całość i pobiegnę tym razem dalej. W sumie trasa, którą wybrałem miała około 7 km. Uczciwie przyznam, że przy rozpoczęciu 6 km uznałem swoją wcześniejszą decyzję za „durną” ale odwrotu już nie było. Zrobiło się ciemno i zadanie było jedno, dotrzeć do domu zanim przechwyci mnie policja. Bo oczywiście nie wziąłem ze sobą żadnego odblasku zakładając, że zrobię sobie szybkie 5 km i wrócę zanim będzie ciemno. Ostatecznie wyszło mi 7,6 km i choć czas nie był specjalnie szybki bo średnio 6,24 min / km to jednak ze względu na długość trasy byłem naprawdę zadowolony. Ostatecznie uznałem, że dla mnie to prosty przykład na to, iż nie warto walczyć o swoje i starać się przekraczać bariery, które wydają nam się nie do przejścia.

20-11-2016